Godot i jego cień

Janusz Majcherek "Zeszyty Literackie" 2009, nr 2

Godot i jego cień Antoniego Libery jest utworem tak oryginalnym, że z trudem przychodzi mi uchwycić jego cechy gatunkowe. Ani to powieść, ani autobiografia, ani esej. Prędzej - wszystkiego po trochu, nie wyłączając oszałamiających wnikliwością i precyzją fragmentów analitycznych, "mini-wykładów o maxi-sprawach" czy popisów filologicznej wirtuozerii. Materiałem książki jest raczej prawda niż zmyślenie, choć realne doświadczenia tworzą tu fabułę życia i myśli, którą kunsztownie opowiada rasowy narrator. Wszelako właściwego przedmiotu narracji nie stanowią barwne historie, anegdoty i przygody, lecz pewna figura losu, która się zza nich wyłania. W tym sensie Libera konstruuje rodzaj bildungsroman,  z tą różnicą, że opowiadając o procesie swojego duchowego formowania pod wpływem dzieła i osoby Samuela Becketta, nie ucieka się do literackiej fikcji czy konfabulacji, lecz poprzestaje na faktach, które  układają się w pewien nadrzędny wzór albo przynajmniej jako wzór pozwalają się interpretować.

Odwołując się do znanej kategorii Karla Jaspersa, powiedziałbym, że książka Libery jest opisem drogi wiodącej do odczytania szyfrów egzystencji. Droga rozpoczyna się niewinnie, niemal anegdotycznie: oto ośmioletni autor, dziecko z profesorskiego domu na Żoliborzu, słyszy powtarzaną w swoim otoczeniu frazę "czekać na Godota". Nie rozumie jej znaczenia, nie wie, kim jest Godot, nie zdaje sobie jeszcze sprawy, że u schyłku 1957 roku tytuł modnej, właśnie wystawionej w warszawskim Teatrze Współczesnym sztuki, nabrał sensu ironicznego i wyraża rozczarowanie dla polityki Gomułki, dławiącego odwilżowe nadzieje podsycone rok wcześniej w przełomowym Październiku.  I oto nadarza się niesłychana okazja: reżyser polskiej prapremiery "Czekając na Godota", Jerzy Kreczmar, jest znajomym rodziców i zgodnie z panującym w PRL obyczajem "załatwia" im bilety na oblegane przedstawienie. Dziecko, stosując emocjonalny szantaż, zmusza rodziców, żeby je zabrali do teatru, choć rzecz stanowczo nie jest przeznaczona dla dzieci ("dla neurotycznych to może i wskazana"- dowcipkuje ojciec, poddając się woli syna). Spektakl wywiera na ośmiolatku duże, choć niejasne wrażenie, skłania go nawet do snucia fantazji o innym, pozytywnym zakończeniu sztuki. Cała sprawa z Godotem zostaje osobliwie skojarzona z losem psa Łajki, który wysłany w tym samym czasie w kosmos spłonął wraz z satelitą podczas powrotu na Ziemię. Podana przez radio wiadomość o tym zdarzeniu daje dziecku bodaj po raz pierwszy przeczucie stanu, który Jaspers nazywał sytuacją graniczną. Sens istnienia staje nagle pod znakiem zapytania, ale zwątpienie i rozpacz pozwalają przynajmniej rozjaśnić prawdę o egzystencji. Beckett jako pisarz nie znał innych sytuacji niż graniczne. Przyswajanie jego lekcji Libera zaczął od dziecięcej intuicji.

Pierwszy rozdział książki zawiera in nuce główne tematy całej książki. Autor został niejako inicjowany,  a dzieło Becketta staje się dlań zadaniem intelektualnym i egzystencjalnym na następne dwadzieścia lat, przedstawione przez Liberę jako podróż - w wymiarze duchowym i geograficznym - którą odbywa z Beckettem jako przewodnikiem i która stanowi mityczną figurę poznania. Jeśli pamiętać o tak bliskich Beckettowi światach "Boskiej Komedii" i "Ulissesa" , można by rzec, iż Libera podążając za swoim mistrzem niejako wpisuje się w literacki wzór i powtarza  relację Dantego i Wergiliusza oraz Stefana Dedalusa i Leopolda Blooma.

W trakcie tej indywiduacyjnej podróży Beckettowskie teksty okazują się owym, wedle Jaspersa, szyfrem do złamania, za którym ukrywa się możliwość skomunikowania się egzystencji z transcendencją. Oczywiście, Libera nie posługuje się tego typu językiem, jest nade wszystko pisarzem, więc układa opowieść o pewnym doświadczeniu, a nie abstrakcyjny wywód. Obejmuje ono w takim samym stopniu proces odkrywania literackiej rangi Becketta, co sytuację życiową, w której - i pomimo której - ten proces się toczy. W gruncie rzeczy jedno jest niemożliwe bez drugiego i wzajemnie się oświetla. W tym sensie książka Libery mówi zarówno o rzeczywistości zastanej, jak i o rzeczywistości zadanej. Ta pierwsza została uchwycona w  opisach życia w PRL z jego aurą polityczną i kulturalną, ale także w przenikliwych refleksjach, które rodzą się w autorze w wyniku podróży na Zachód i prowadzą go do błyskotliwych syntez filozoficzno-kulturowych. Tę drugą, zadaną rzeczywistość Libera z olśniewającą inwencją odczytuje z tekstów, które tłumaczy i poddaje interpretacji z taką pasją i zaangażowaniem, że nie sposób ani przez chwilę wątpić, iż cały ten hermeneutyczny wysiłek ma na celu odkrycie ostatecznego znaczenia już nie tylko literatury, lecz samej egzystencji.

Tytuł, który Libera obrał dla swej książki przywodzi na myśl księgę aforyzmów Nietzschego "Wędrowiec i jego cień". Nie umiem powiedzieć, czy to skojarzenie wynika z zamiaru autora, czy też jest przypadkowe. Beckett był obeznany z myślą niemiecką, ale ponad wszystkich jej przedstawicieli stawiał Schopenhauera, którego  Nietzsche po okresie fascynacji ostatecznie odrzucił. Nie pamiętam też, żeby sam Libera kiedykolwiek składał dowody zainteresowania Nietzschem. Jednak z drugiej strony  to Nietzsche tezie o śmierci Boga - formułowanej już przez Krasińskiego i Dostojewskiego - nadał rozgłos, a  właśnie ta teza czy raczej jej duchowe konsekwencja w XX wieku określają horyzont Becketta. Miłosz nazwał go pisarzem najuczciwszym, który jak nikt inny rozpoznał i opisał nową sytuację metafizyczną człowieka. W świecie, gdzie wedle Miłosza dokonała się erozja wyobraźni religijnej, w świecie obezwartościowanym, Beckett był może ostatnim pisarzem, który  nie żywiąc złudzeń ani co do dzieła stworzenia, ani co możliwości zbawienia, nie pozwalał sobie zarazem na luksus nihilizmu. Tworzył na granicy zaniku formy i żył jak asceta, zawsze po stronie dobra i prawdy, wsłuchany w milczenie bytu i w wewnętrzne głosy usiłujące resztką słów powiedzieć "jak jest".

O Becketcie nie można pisać bezkarnie, to znaczy nie czyniąc z literatury wyboru egzystencjalnego. "Godot i jego cień" zdaje sprawę z takiego wyboru, mijając się zresztą, jak myślę, z gustem obecnej epoki. Obecna epoka mało jest skłonna do odczytywania szyfru istnienia i nie obrałaby sobie Becketta za przewodnika. Z tego powodu wspaniałej książce Libery wróżę wielkie powodzenie - u nielicznych szczęśliwych.